Chciałam podsumować tutaj, co właściwie... (źle ze mną, kiedy już nie potrafię znaleźć innych słów do opisu niż wyrazy na k., ch., p. i wszelkie ich pozostałe wersje...) DRAŻNI mnie w tych studiach (naprawdę żaden przymiotnik nie opisze tego lepiej niż słowo 'wk----a'), ale już nawet tego mi się nie chce.
Siedzę teraz w nocy, stwierdzam, że jest coraz gorzej ze mną. Jestem na skraju wytrzymałości psychicznej, jestem skrajnie nieszczęśliwa, jestem skrajnie wyczerpana nerwowo i fizycznie, nie czuję żadnej radości ani satysfakcji z tego co robię, ani z czytania ani z robienia kartek...
Czuję, że się starzeję i nie chodzi już tu o starość mentalną (czyli świadomość przeminionego dzieciństwa i wielu przywilejów z niego płynących), lecz o starość biologiczną, biochemiczną... ja czuję, że te nerwy, które imają się mnie na dobrą sprawę już od co najmniej dwóch lat, sięgnęły w tym roku apogeum i czuję, że postarzają mnie od wewnątrz, postarzają moje narządy o dziesiątki lat wprzód. Siwieją mi włosy...
Nawet się wypłakać nie potrafię porządnie... Nigdy się tak nie czułam. To gorsze niż jakaś tam choroba, która osłabia ciało i zmusza do pocenia się w łóżku.
To choroba, która osłabia mój umysł.
Nic mi już nie pomaga. Przestaje nawet pomagać myślenie, że...
Nawet Ty już nie możesz mi pomóc.
To mnie wykończy. Już się kończę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz